środa, 20 maja 2015

Most w Ostbrahen

Witam !!

            Po dłuższej przerwie, która po części wynikała z braku czasu, wracam do warsztatu. Zgodnie z obietnicą czas przyszedł na kolejny most. Można by pomyśleć, iż to zwyczajny most w zwyczajnym zrujnowanym mieście. Mieście zapomnianym przez kupców, osadników, możnowładców i bogów. Jednak nic bardziej mylnego. Pozwólcie, że nieco naświetlę wam jego historię. Otóż w czasach gdy miasteczko Ostbrahen przechodziło swój rozkwit, dniem i nocą zjeżdżało do niego wiele karawan kupieckich, choć samo miasto nie było ich celem, zmierzały one dalej na zachód do stolicy imperium Andren. Założenie Ostbrahen przez przodków Hrabiego Drichta okazało się nader przemyślanym posunięciem. Usadowione w dolinie, a w zasadzie przełęczy, miedzy dwoma pasmami gór imperium, miasto było jedyną drogą do stolicy z ziem wschodnich, które swoją drogą obfitowały w złoża i żyzną ziemię. No ale do rzeczy, bogate, cały czas rozrastające się miasto dalej posiadało solidny, aczkolwiek drewniany most. Częste jego użytkowanie jak i mało przyjazny klimat zmuszały do wielu napraw. Hrabia jednak stwierdził, iż most należy rozłożyć i zbudować kamienny, godny tego miasta. Polecenie zostało wykonane. Most po miesiącu wytężonych prac stanął na rzece Ostar. Do jego wykończenia hrabia postanowił zatrudnić znanego w całym imperium kamieniarza, który ku zdziwieniu wielu był niewidomy. Kierowany natchnieniem wykonał w centralnym punkcie mostu kometę z dwoma płomiennymi ogonami będącą symbol bóstwa strzegącego imperium. Zaznaczyć trzeba, iż kamieniarz od dnia swych narodzin był niewidomy, więc ogień jak i kometę mógł znać jedynie z opowiadań. Wielu twierdziło, że tak zacną mozaikę mogło stworzyć jeno natchnienie od samego bóstwa, które kierowało ręką mistrza. Jednak pewnie zapytacie, a gdzie ta nadzwyczajność o której wcześniej was zapewniałem? Otóż miasto po wielkiej wojnie domowej, a potem najazdach mrocznych sił popadło w ruinę. Na jego ulicach spotkać można było jedynie śmierć lub poszukiwaczy przygód, choć i ci często znajdowali to pierwsze, zapuszczając się w tak niebezpieczne tereny mrocznych sił. Najazdy i wojna zniszczyły miasto bezlitośnie, wszelkie budowle, wspaniałe rzeźby zostały rozbite lub zbezczeszczone przez najeźdźców, jednak nie most. Chodź wielu próbowało kilofami, młotami, czy katapultami, most pozostał nietknięty, a kometa z dwoma płomiennymi ogonami dalej spada na tle błękitnego nieba. Mam nadzieje, że nie znużyła was ta historia i macie jeszcze chęć zobaczyć jak wyglądał owy most. Miłego oglądania, pozdrawiam!!      



   





















7 komentarzy:

  1. Makieta jest świetna! A historia ciekawa. Gratuluję zakończonego powodzeniem projektu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Krasnoludzie oddaję hołd Pana kunsztowi i zdolnościom inżynierskim!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda świetnie! Widać, że most świeżo po renowacji. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyśmienita praca, ba przejrzałem całego bloga i wszystkie prace są na wysokim poziomie! Szkoda, że nie robisz form i odlewów :( Miałbyś pewnie sporo klientów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się że trafiłem na Twojego bloga, most jest świetny, zresztą pozostałe prace też bardzo ładne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki wam za zacne słowa, miło widzieć także nowych gości w moim warsztacie. Rozsiądźcie się wygodnie i jak zawsze zapraszam do oglądania i komentowania. Jeśli macie jakiekolwiek pytania z miłą chęcią dziele się moją wiedzą. Jeśli chodzi o odlewy Piotrze nie był bym tego taki pewien. Jeśli wszystko odbędzie zgodnie z założeniami to za niedługo będę w posiadaniu 8 szt Snorriego Gryzonosa także... :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna robota. Miło popatrzeć z każdej strony :)

    OdpowiedzUsuń