Witam !!
Po dłuższej przerwie, która po
części wynikała z braku czasu, wracam do warsztatu. Zgodnie z obietnicą czas
przyszedł na kolejny most. Można by pomyśleć, iż to zwyczajny most w zwyczajnym
zrujnowanym mieście. Mieście zapomnianym przez kupców, osadników, możnowładców
i bogów. Jednak nic bardziej mylnego. Pozwólcie, że nieco naświetlę wam jego
historię. Otóż w czasach gdy miasteczko Ostbrahen przechodziło swój rozkwit, dniem
i nocą zjeżdżało do niego wiele karawan kupieckich, choć samo miasto nie było
ich celem, zmierzały one dalej na zachód do stolicy imperium Andren. Założenie Ostbrahen
przez przodków Hrabiego Drichta okazało się nader przemyślanym posunięciem.
Usadowione w dolinie, a w zasadzie przełęczy, miedzy dwoma pasmami gór imperium,
miasto było jedyną drogą do stolicy z ziem wschodnich, które swoją drogą obfitowały
w złoża i żyzną ziemię. No ale do rzeczy, bogate, cały czas rozrastające się miasto
dalej posiadało solidny, aczkolwiek drewniany most. Częste jego użytkowanie jak
i mało przyjazny klimat zmuszały do wielu napraw. Hrabia jednak stwierdził, iż
most należy rozłożyć i zbudować kamienny, godny tego miasta. Polecenie zostało
wykonane. Most po miesiącu wytężonych prac stanął na rzece Ostar. Do jego
wykończenia hrabia postanowił zatrudnić znanego w całym imperium kamieniarza,
który ku zdziwieniu wielu był niewidomy. Kierowany natchnieniem wykonał w
centralnym punkcie mostu kometę z dwoma płomiennymi ogonami będącą symbol
bóstwa strzegącego imperium. Zaznaczyć trzeba, iż kamieniarz od dnia swych
narodzin był niewidomy, więc ogień jak i kometę mógł znać jedynie z opowiadań.
Wielu twierdziło, że tak zacną mozaikę mogło stworzyć jeno natchnienie od
samego bóstwa, które kierowało ręką mistrza. Jednak pewnie zapytacie, a gdzie
ta nadzwyczajność o której wcześniej was zapewniałem? Otóż miasto po wielkiej
wojnie domowej, a potem najazdach mrocznych sił popadło w ruinę. Na jego
ulicach spotkać można było jedynie śmierć lub poszukiwaczy przygód, choć i ci
często znajdowali to pierwsze, zapuszczając się w tak niebezpieczne tereny
mrocznych sił. Najazdy i wojna zniszczyły miasto bezlitośnie, wszelkie budowle,
wspaniałe rzeźby zostały rozbite lub zbezczeszczone przez najeźdźców, jednak
nie most. Chodź wielu próbowało kilofami, młotami, czy katapultami, most
pozostał nietknięty, a kometa z dwoma płomiennymi ogonami dalej spada na tle
błękitnego nieba. Mam nadzieje, że nie znużyła was ta historia i macie jeszcze
chęć zobaczyć jak wyglądał owy most. Miłego oglądania, pozdrawiam!!
Makieta jest świetna! A historia ciekawa. Gratuluję zakończonego powodzeniem projektu.
OdpowiedzUsuńPanie Krasnoludzie oddaję hołd Pana kunsztowi i zdolnościom inżynierskim!
OdpowiedzUsuńWygląda świetnie! Widać, że most świeżo po renowacji. :D
OdpowiedzUsuńWyśmienita praca, ba przejrzałem całego bloga i wszystkie prace są na wysokim poziomie! Szkoda, że nie robisz form i odlewów :( Miałbyś pewnie sporo klientów.
OdpowiedzUsuńCieszę się że trafiłem na Twojego bloga, most jest świetny, zresztą pozostałe prace też bardzo ładne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki wam za zacne słowa, miło widzieć także nowych gości w moim warsztacie. Rozsiądźcie się wygodnie i jak zawsze zapraszam do oglądania i komentowania. Jeśli macie jakiekolwiek pytania z miłą chęcią dziele się moją wiedzą. Jeśli chodzi o odlewy Piotrze nie był bym tego taki pewien. Jeśli wszystko odbędzie zgodnie z założeniami to za niedługo będę w posiadaniu 8 szt Snorriego Gryzonosa także... :)
OdpowiedzUsuńŚwietna robota. Miło popatrzeć z każdej strony :)
OdpowiedzUsuń